środa, 22 sierpnia 2012

Kilka słów podsumowania


Krótko przed wpłynięciem do portu w Dziwnowie
Mija już tydzień od zakończenia naszej eskapady, można więc już z pewnym dystansem spojrzeć na naszą wyprawę. Było to niewątpliwie 10 dni pełnych ciągłego wysiłku fizycznego. Jednakże natura często przypominała nam, jak niewiele od nas zależy, nawet gdy zużywaliśmy wszystkie swe siły na wiosłowanie. Kiedy wiatr nam sprzyjał, potrafiliśmy osiągać prędkość 12 km/h, oraz pokonywać ponad 60 km dziennie. Gdy jednak wiało nam w twarz i zmagając się z wysokimi falami, to poruszaliśmy się około 2 km/h, a po całym dniu wyjątkowo ciężkiego wiosłowania nie potrafiliśmy pokonać nawet 20 km. Niewątpliwie uczy to pokory i uświadamia jak łatwo nasze plany mogą stać się trudne do zrealizowania. Nie powinien jednak to być powód do zniechęcenia, ale fakt, który należy zaakceptować i się z nim liczyć. Taka świadomość własnych słabości jest bardzo pomocna w radzeniu sobie z przeciwnościami na każdej wyprawie.
Desant na plażę w Dziwnowie
Ta blisko 500 km trasa wymagała od nas przyjęcia specyficznego rytmu dnia. Pobudka o szóstej bądź piątej rano, przygotowywanie posiłku, zwijanie obozowiska, pakowanie kajaków. Następnie kilka godzin wiosłowania, potem dryf po rzece dla odpoczynku, podczas którego filtrowaliśmy wodę z Odry na wieczorny posiłek, znów kilka godzin wiosłowania i dłuższa przerwa na lądzie. I tak kilka takich cyklów dziennie, aż do 20, kiedy to zaczynaliśmy się rozglądać za miejscem na nocleg. Przybicie do brzegu, rozłożenie namiotów, gotowanie posiłków, trochę nocnych rozmów o sprawach wyższych, jak i przyziemnych, a po 22 sen. Typowy bieg dnia przerywały nam różne wydarzenia, takie jak spotkania z innymi jednostkami wodnymi, odwiedziny nadrzecznych miast, pobieranie próbek wody co wraz z stopniowymi przemianami krajobrazu chroniło nas od monotonii.
Desant na plażę w Dziwnowie
Co dała nam ta wyprawa? Czy warto było poświęcać czas i wysiłki na nią? Na pewno nauczyliśmy się kilku przydatnych sztuczek i patentów użytecznych podczas długiej wyprawy kajakowej. To doświadczenie na pewno przyda się w planowaniu bardziej egzotycznych wypraw - może na rzekach pozaeuropejskich? Niewątpliwie dzięki niej sprawdziliśmy się, jak znosimy długotrwały wysiłek fizyczny i lepiej poznaliśmy swe fizyczne możliwości. Ważna jest też nabyta umiejętność pracowania w zespole w niekomfortowych warunkach. Jednak myślę, że najważniejsze, co wyniesiemy z tych 10 dni, to świadomość że zrobiliśmy coś niebanalnego. Coś, czym można się pochwalić i co przynosi nam osobistą satysfakcję, a i być może zainspiruje innych do podobnych przedsięwzięć. Zarobiliśmy po prostu kupę wspaniałych wspomnień.
Nie należy też zapominać o próbkach wody, które są poddane analizie. Posiadając wyniki będziemy mogli wypowiedzieć się na temat wód, które przemierzaliśmy. W przygotowaniu jest już prezentacja edukacyjna, która będzie zaprezentowana w leszczyńskich szkołach.

Na samym końcu pragniemy niezmiernie podziękować naszym sponsorom Miastu Leszno oraz Miejskiemu Przedsiębiorstwu Wodociągów i Kanalizacji w Lesznie Spółka z o.o. oraz pozostałym jednostkom i osobom bez których wyprawa byłaby niemożliwa.


SERDECZNIE DZIĘKUJEMY!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz